czwartek, 17 grudnia 2015

Taxi !!

Tuż przed wyjazdem do Barcelony przeżyłam wielkie zdziwienie. Busa na lotnisko mieliśmy o 4 rano i jakoś trzeba było się do niego dostać. Komunikacja miejska odpadała bo o tej porze to tylko nocne. Auta pod dworcem nie chcieliśmy zostawiać bo istniała wielka szansa, że po powrocie go już nie zastaniemy. No to zamówię taksówkę!Proste? Otóż nie! Okazuje się, że ani jedna korporacja W Szczecinie nie oferuje możliwości przewiezienia dziecka w foteliku! A co ciekawsze, przepisy na to pozwalają. Oficjalnie w taksówce można z niemowlakiem jechać na kolanach. Nie wymagam żeby kierowcy wozili foteliki w aucie ale nie ma nawet opcji żeby kierowca zgarnął odpowiedni fotelik z bazy !
Przypomniała mi się sytucja kiedy latem spieszyłam się do dentysty [ jak zwykle byłam spóźniona], chciałam podjechać taksą. Ignaś jeszcze wtedy śmigał w gondoli- foteliku.Niestety auto miało nieodpowiednie pasy i fotelika nie dało się zamontować. Tu już miałam niezły wkurw bo nie dość, że stresowałam się wyrwaniem ósemki, namęczyłam się żeby upchać stelaż w bagażniku to jeszcze okazało się, że i tak nie pojadę. Kierowca oczywiście próbował mnie przekonać, że to bezpieczne, i że ludzie TAK PRZECIEŻ WOŻĄ DZIECI!!! Przepraszam, ale jakim idiotą trzeba być żeby jechać z dzieckiem bez fotelika??? [ wyłączam sytuację wyższej konieczności].Kilka lat temu był u nas wypadek, w którym sześciolatka wyleciała przez przednią szybę taksówki. Zgineła. Jechała bez fotelika i bez pasów. Ale przepisy na to pozwalają.
Okazało się, że możemy liczyć na kierowcę, który odstawił nasze auto do garażu więc problem tej części podróży się rozwiązał. I na szczęście w busie na lotnisko można było liczyć na fotelik .

poniedziałek, 16 listopada 2015

Jedzonko :)

Zaczęliśmy akcję jedzonko !
 Igi już od jakiegoś czasu z zainteresowaniem przygląda się naszemu jedzeniu, wyciąga po nie rączki i próbuje ukraść coś z talerza. Czekałam jednak do 6 miesiąca, i mimo najnowszych wytycznych mówiących, że teraz można dziecku już wcześniej wprowadzać stałe pokarmy, uważam że jest to optymalny moment. Układ pokarmowy jest dojrzalszy i szczelniejszy co minimalizuję ryzyko powstania alergii, ząbki już są [ tak, pokazały się już dwa!], zaczyna też powoli siadać. Trochę wcześniej tylko Ignaś dorwał się do jabłka ale to bardziej na zasadzie ciumkania niż jedzenia. Po prostu wyrywa je z rąk i musi trafić do jego paszczy. Nie ma mocnych ;)
Plany obejmowały BLW od początku ale obleciał mnie strach. Może środowe warsztaty rozwieją wątpliwości. Na razie jednak cały czas trwa nauka połykania tego co znajdzie się na języku. Ziemniaki nie spotkały się z zachwytem. Na dodatek te nie zmiksowane,a jedynie rozpaćkane widelcem, powodowały mocne krztuszenie się. To właśnie powstrzymało mnie przed wprowadzeniem blw . Może musi nauczyć się lepiej łykać?
Dynia poszła lepiej ale też wielkiego łał nie zauważyłam. Postęp nastapił jednak w nauce plucia jedzeniem.  Na razie przebojem okazał się mus z surowej marchewki z jabłkiem, taki powstały przy produkcji soku. Sam praktycznie wpychał sobie łyżkę do buzi. Jutro spróbujemy samą marchewkę, tym razem gotowaną. Oby obeszło się bez plucia ;)

środa, 23 września 2015

Nie wiedziałam, że będąc rodzicem bez mrugnięcia okiem będziemy robić z siebie głupka. I to publicznie. Wszystko byle maluch nie płakał /przestał płakać/ płakał mniej. W stałym repertuarze jest gadanie do wózka, wydawanie dziwnych odgłosów, potrząsanie włosami, klaskanie, śpiewanie.
Ludzie się czasem dziwnie popatrzą, dziecko zapyta mamę "co ta Pani robi? " ale już nie zwracam uwagi. Grunt, że działa ! No...przeważnie ;)

poniedziałek, 14 września 2015

Cyce na ulice

Będąc w ciąży nasłuchałam sie trochę o negatywnych reakcjach ludzi na karmienie piersią w miejscach poblicznych. Że niewybrednie komentują,gapią się, wyśmiewają, że kobiety muszą karmić w toaletach. Nastawiałam się więc, że jak wypadnie mi karmienie poza domem to będę się chować w jakiś zacisznych miejscach, niewidocznych dla postronnych. A jeśli się nie da to napewno będę się zakrywać jakąś chustą albo pieluchą.
Tymczasem przez cztery miesiące nic nieprzyjemnego nas nie spotkało. A dosyć dużo czasu spędzamy poza domem i nie możliwością byłoby nie karmić często poza domem. Przez ten czas zdarzyło mi się już wyciagać cycka w parkach, w kawiarniach, na cmentarzu, u norariusza, w ZUSie, w kościele, na plaży, podczas wycieczki z przewodnikiem.
 Oczywiście robię to w miarę dyskretnie ale zamiast fali hejtu spotykają mnie tylko miłe komentarze o słodkości widoku. Żaden facet też nie gapił się obleśnie ;) Czyżby szczecińskie społeczeństwo poszło tak fajnie do przodu? :)
Karmienie piersią jest super, a to że nie ogranicza mojej aktywności jest jeszcze bardziej super. Obawiam się tylko nadchodzących chłodów bo wtedy karmienie na dworze niestety odpadnie. Zostaną kawiarnie podczas spacerów ale jest ryzyko, że Igi może zgłodnieć kiedy jakiejś nie będzie w okolicy ;) Fajnym patentem byłyby specjalne domki dla karmiących mam rozstawione w parkach. Marzenie ściętej głowy :P

czwartek, 27 sierpnia 2015

Przyczepka

Jeszcze przed narodzinami Ignasia postanowiliśmy, że nie będzie on żadnym ogranicznikiem naszej aktywności. Będzie po prostu uczestniczył w nich razem z nami :) Wymyśliliśmy, że fajnym na to sposobem będzie przyczepka rowerowa.
Może przed ciążą nie byłam jakąś wielką rowerową maniaczką ale uznałam, że będzie to idealny sposób na wspólne aktywne spędzanie czasu.
Przeczesałam więc internet w poszukiwaniu informacji o przyczepkach, opinii użytkowników na ich temat, cen i parametrów. Od początku wiedziałam, że nawet nie warto zawracać sobie głowy modelami z marketów czy z allegro za 300-400 pln. Będą ciężkie i kiepsko wykonane.
Założyliśmy, że wydamy tak do 2 tyś i już to ograniczyło nam mocno wybór. Odpadły wszelkie Thule, Nordicy i inne cuda wianki. W związku z tym, że Ignaś ma korzystać z przyczepki już w tym sezonie, musi mieć ona amortyzatory [ bardzo wskazane dla niemowlaków]. Ten fakt też ograniczył wybór bo okazało się, że więcej przyczepek ich nie ma niż ma.
Po tym całym odsiewie mój wybór padł na Qerido Sportex 2. W opinii użytkowników porównywalna z droższymi modelami i bardzo zachwalana. Wybraliśmy wersję podwójną z myślą o przyszłym rodzeństwie Ignasia. A na razie będzie mógł się cieszyć sporą przestrzenią :)
Mąż zajął się montażem i poszło mu do dość szybko. W godzinę wszystko było poskładane. Nie zgłaszał żadnych problemów :)
Do tej pory odbyliśmy kilka spacerów w wersji "wózkowej" i jestem zachwycona. Przyczepka jest lekka, łatwo się nią kieruje i podbija. Amortyzację naprawdę czuć i wszelkie nierówności [ a jest ich u  nas sporo] terenu połyka o wiele lepiej niż wózek. Hamaczek, który umożliwia nie siedzącym dzieciom podróż w przyczepce, jest wygodny. Przynajmniej Igul nie zgłasza protestów ;)
Bagażnik jest spory, miejsca koło hamaczka też wiec zakupy albo sprzęt na wyprawę jest zdecydowanie gdzie umieścić.
 Po wjechaniu do lasu w ciągu paru sekund założyłam moskitierę więc żadne owady nie miały szans dorwać się do małego. Ma ona jednak calkiem spore oczka więc np meszki pewnie dadzą radę. Folia przeciwdeszczowa też jest bardzo łatwa do rozwinięcia. Ciekawe jaką odporność na wodę ma całość, z częściami materiałowymi łącznie. Pewnie w najbliższym czasie się przekonamy bo w weekend planuję przyczepić rower i polepszać kondycję :)

czwartek, 20 sierpnia 2015

Chrzest


Kilka lat temu zakładałam, że jeśli doczekam się dziecka to chrzcić go nie będę. Jak dorośnie samo zdecyduje. To był okres wielkiego niezadowolenia z kościoła katolickiego i wyznawania zasady, że w Boga wierzę ale w kościół już mniej. Teraz kiedy znaleźliśmy swoje miejsce i swoją wspólnotę, nawet nie pomyśleliśmy żeby Ignasia nie ochrzcić. Zrobiliśmy to z radością i wierzymy, że on też będzie się radował :)
Niestety pastor Sławek był na urlopie i nie mógł udzielić chrztu. Dla naszej rodzinki fakt, że udzieliła go kobieta, pani diakon na zastępstwie, był sporą ciekawostką :)




Bałam się co będzie jak w czasie nabożeństwa najdzie go chęć na mleczko ale był grzeczny jak aniołek. W czasie kropienia wodą się uśmiechał, dopiero pod koniec sesji zdjęciowej zgłodniał. W restauracji też przespał cały obiad, obudził się dopiero na deser. Wszyscy jedzą dobre żeczy to czemu ma być gorszy? ;) 
Decyzja o zrobieniu obiadu w restauracji była strzałem w dziesiątkę!! Za naprawdę fajną cenę odpadło stanie przy garach, podawanie do stołu dla 17 osób, zmywanie i sprzątanie. A tak wszyscy sobie pojedli i potem tylko ciasto i tort u nas na trawce :)
Rodzice chrzestni przypadli Igiemu najwyraźniej do gustu. Mamie chrzestnej udało się jako pierwszej rozśmieszyć go tak, że śmiał się w głos!!


środa, 12 sierpnia 2015


Słyszałam o tym ale nie do końca wierzyłam,że po urodzeniu dziecka zmieni mi wrażliwość. Dokladnie tak się stało,i to bardzo szybko. Oczywiście wczesniej też dużo rzeczy mnie poruszało ale teraz nie jestem w stanie spokojnie obejrzeć żadnego materiału w tv o chorym czy skrzywdzonym dziecku. Informacja o porzuconym na ulicy noworodku-ogromny żal, że maluszek w momencie kiedy najbardziej potrzebuje miłości, bliskości,przytulania został przez matkę na taki los.
Informacja o chorym chłopczyku któremu odchodzi skóra -żal, że coś takiego musi przeżywać dziecko i jego rodzice. Dziecko,które cierpi już w brzuchu u mamy,w miejscu w którym powinno być najbezpieczniejsze,wydaje mi się czymś niepojętym. Jak muszą się czuć rodzice, którzy nie mogą pomóc swojemu dziecku?!


Wiele już w ciągu tych trzech miesięcy było takich przykładów...i teraz już wiem,że dziecko naprawdę zmienia spojrzenie na świat.

sobota, 8 sierpnia 2015

Gadu gadu

Czasem zastanawiam się co mógłby ktoś pomyśleć gdyby usłyszał moje rozmowy z synem. Nie byłoby w nich nic dziwnego gdyby nie to,że ma on 3 miesiące ;) Mówię do niego a on mi odpowiada ;) Najczęściej nasze rozmowy dotyczą mleczka,noszenia na rękach czy widoków na spacerze.
Np: Ja mówię :Chodź synu,mama da mleczko. Już nie musisz płakać,mamusia rozumie
I odpowiadam sama sobie w jego imieniu : Oj mamusiu,ja tak lubię twoje mleczko!mógłbym je jeść cały czas.Ono mi tak smakuje!


I tak to sobie właśnie gadamy jak jesteśmy sami. Ciekawe czy jak będzie starszy to też tak chętnie będzie ze mną rozmawiał;)

poniedziałek, 20 lipca 2015

Oficjalnie stwierdzam,że zgłupiałam.
Podobno mózg kobiety w ciąży kurczy się o kilka procent aby po porodzie wrócic do normy. Hmmm...u mnie ciagle chyba nie wrócił ;) wiem, że nie jestem w tym sama bo sporo dziewczyn pisze, że mają podobnie ale uczucie jest mimo wszystko dziwne. Co te hormony robią z głową ?
Nie odmóżdzam się przecież zupełnie bo karmiąc Igiego dużo czytam. A mimo wszystko często brakuje mi słów, myle je - np zamiast gondola często mówię kuweta....zapominam co chciałam zrobić i po co akurat wstałam z krzesła.
Z tego co wiem to taki stan może też byc wynikiem problemów z tarczycą więc chyba warto będzie się zbadać pod tym kątem. Może jest to tylko stan przejściowy i natura tak to jakoś wymyśliła, że opiekując się dzieckiem lepiej trochę stracić na rozumie ;) Na wszelki wypadek wezmę się chyba za krzyżówki.

środa, 1 lipca 2015

Miejskie pułapki

Nie od dziś wiadomo, że miasta nie są przystosowane dla wózków. Jednak dopiero kiedy samemu trzeba pokonywać miejskie przeszkody widać to tak wyraźnie. Skoro wózek dziecięcy ma problemy to co dopiero mówić o wózkach inwalidzkich? Mam nadzieje, że nigdy nie będę musiała się o tym przekonać.
Wysokie krawężniki, dziurawe i nierówne chodniki, bruk. Mieszkamy w jednej z najstarszych dzielnic Szczecina [ fakt, że najładniejszej], gdzie wiele ulic pamięta jeszcze czasy niemieckie więc to na pewno ma wpływ na to  jak się po nich jeździ, ale w centrum jest tylko trochę lepiej.
Z komunikacją miejską też nie jest za różowo. Część tramwajów i autobusów jest niskopodłogowa. Teoretycznie super ale co z tego skoro ostatnio autobus zatrzymał się tak daleko od krawężnika, że nie dałam rady sama wyjść z wózkiem? I wcale nie wydał mi się taki niskopodłogowy....Taka sama sytuacja była z tramwajem - kiedy zatrzymał się na niezmodernizowanym przystanku, musiałam trochę pokombinować z wózkiem.
Ostatni hit dotyczy windy w przychodni. Wózki dziecięce i inwalidzkie mają osobne wejście z pięknym podjazdem. Drzwi niestety otwierane ręcznie co dla mnie nie było problemem ale osoba na wózku już by się namęczyła. Jesteśmy na poziomie pwinicy więc windą trzeba wjechać na wyższe piętro. I tu zaczynaja się schody bo drzwi od niej są tak cholernie ciężkie, że wejście do niej wyglądało tak, że jedną ręką ciagnełam te drzwi, przytrzymywałam biodrem żeby nie zgniotły mi wózka a drugą ręką go wciągałam do kabiny. Na dodatek są na tyle wąskie, że ten manewr wcale nie był prosty. Brawo dyrekcja Przychodni Portowej......

sobota, 20 czerwca 2015

Plany planami.....

Piękny plan porodu przygotowany, wszystko przemyślane i obgadane. W głowie wizja porodu trochę jako mistycznego doświadczenia, które przejdziemy razem i mimo bólu będzie to piękne przeżycie. No ale jak zwykle plany planami a życie życiem;)
Synek nie bardzo spieszył się na świat więc wyznaczono nam już termin wywołania. Jednak dwa dni przed w końcu się zdecydował. Wstałam rano, i dokładnie tak jak w filmach, nastąpiło wielkie chlust - odeszły wody. Dosyć szybko zaczęły się skurcze więc lecimy do szpitala. Skurcze od razu co 2 minuty więc nie było zmiłuj się.
W szpitalu badanie, wypełnienie papierów, ktg ......i informacja, że nie ma miejsc. Sale zajęte, czeka jeszcze 5 dziewczyn, a ja czekać nie mogę. I tu nasze plany zaczęły brać w łeb bo do wyboru został szpital, w którym bardzo nie chciałam rodzić i taki, w którym nie chciałam rodzić. Żegnajcie przytulne, kolorowe sale porodowe, pozycje wertykalne.....Wybraliśmy więc ten, w którym nie chciałam. To wszystko jest pięknym przykładem jak kasa rządzi nawet kwestiami porodu.Gdybym wydała bowiem 1,5 tyś pln na prywatną położną z Fundacji Zdroje to miejsce w wybranym szpitalu bym miała i zapewne przynajmniej nieco lepiej wspominała poród. Ale planując wydatek na krew pępowinową nie starczyło już niestety na położną. Kiedy zrezygnowaliśmy z krwi to o położnej już nie pomyślałam i tak to wszystko wyszło....
Sala porodowa nie była taka fajna jak miała być, położna raczej się mną nie przejmowała i nie zajmowała. A mnie bolało tak cholernie, że nie ogarniałam co się dzieje i nie myślałam o przyjmowaniu różnych fajnych pozycji. Leżałam podpięta pod ktg, pod które przecież nie chciałam być podpięta bo nie mogłam przez to odejść od łóżka i chciałam tylko żeby tak nie bolało. Na samą końcówkę przyszła inna położna, młoda dziewczyna, która wzieła mnie w obroty i próbowała skłonić moje dziecko żeby w końcu wyszło. Ale po 3 godzinach z pełnym rozwarciem, a w sumie 12, wszyscy się poddali i pojechaliśmy na cc. CC którego tak chciałam uniknąć, a o które sama w pewnym momencie prosiłam :/ Cały czas się zastanawiam czy gdybym rodziła w wybranym szpitalu to skończyłoby się to inaczej i byłoby coś z tego mistycznego przeżycia. Chociaż główka, która nie chciała się wstawić, w innym szpitalu też pewnie by nie chciała ;)
Najważniejsze w tym wszystkim, że po tych 12 godzinach urodził się cały i zdrowy nasz synek, Ignacy. I ten plan się udało zrealizować !!


Kiedy w końcu po tygodniu wróciliśmy do domu, jeszcze jeden plan poszedł w cholerę. Smoczek.....miało go nie być a są dwa i naprawdę pomagają bo Igi ma silny odruch ssania i inaczej ja musiałabym często gęsto robić za smoczek. Oczywiście i tak robię ale chyba nie miałabym jak się ruszyć dalej niż na pół metra od dziecka.

Także bardzo szybko przekonalismy się, że przy niemowlaku raczej nie warto robić wielkich planów i założeń bo są szybko weryfikowane ;)

sobota, 11 kwietnia 2015

Plan porodu

Postanowiliśmy z mężem, że do szpitala zabieżemy swój własny plan porodu. Oczywiście w czasie przyjęcia do szpitala można wypełnić gotowca, ale w takim nie uda się zawrzeć wszystkiego co by się chciało.
Mam nadzieję, że skoro plan jest oficjalnie częścią dokumentacji szpitalnej, to ktoś to naprawdę przeczyta i przynajmniej postara się wypełnić. Wiadomo, że nie wszystko uda się zaplanować i życie życiem ale na pewno lepiej mnieć taki plan niż nie mieć. A przy okazji tworzenie takiego dokumentu pozwala sobie uporządkować kilka spraw.
Gdyby ktoś potrzebował ściągi to proszę.Poniżej nasz plan [ pewnie jeszcze coś do niego dorzucę;)]

Szanowni Państwo,

Napisałam ten Pan Porodu, by przekazać Państwu moje oczekiwania związane z porodem. Będę wdzięczna, jeśli sprawując opiekę nade mną i moim dzieckiem weźmiecie ten plan pod uwagę. Rozumiem, że podczas porodu może okazać się, że niektórych punktów z mojego Panu Porodu nie można zrealizować. W takiej sytuacji chciałabym prosić o pełną informację i mieć możliwość analizy sytuacji i podejmowania decyzji.

Podstawowe dane

  • Imię i nazwisko: 
  • Termin porodu: 10.05.2015 
  • Lekarz/położna prowadzący/a ciążę: Dr. Gródecka - Szwajkiewicz 
  • Osoba towarzysząca przy porodzie: 

Oczekiwania wobec miejsca/warunków porodu

  • Chciałabym rodzić w sali pojedynczej.
  • Zależy mi, by w sali był prysznic lub wanna.
  • Chciałabym, by w sali była toaleta.
  • Chciałabym mieć możliwość posłuchania swojej muzyki.
  • Chciałabym, aby w sali porodowej było przyciemnione światło, panowała cisza.
  • Chciałabym rodzić w swoim ubraniu.

Osoba towarzysząca/osoby obecne podczas porodu

  • Chcę rodzić z bliską osobą - mężem
  • Chciałabym, aby osoba towarzysząca była ze mną przy wszystkich zabiegach.
  • Zależy mi, aby mężowi udzielano informacji o postępie porodu.
  • Nie wyrażam zgody na obecność studentów/tek położnictwa i medycyny.
  • Zależy mi na tym, aby podczas porodu obecne były tylko niezbędne osoby z personelu medycznego.
  • Chciałabym, jeśli to możliwe, aby w trakcie porodu towarzyszyła mi ta sama położna.

Przygotowanie do porodu

  • Proszę, aby przy przyjęciu do porodu wykonano mi lewatywę.
  • Wyrażam zgodę na założenie wenflonu przy przyjęciu do szpitala.

Poród

  • Zależy mi na pełnej i bieżącej informacji o postępie porodu.
  • Zależy mi by mój poród był naturalny.
  • Proszę pytać mnie o zgodę na wszystkie badania i zabiegi podczas porodu.
  • Zależy mi, by ograniczyć liczbę badań dopochwowych i aby w miarę możliwości odbywały się one w dogodnej dla mnie pozycji.
  • Proszę pozwolić mi na swobodne wydawanie dźwięków i/lub krzyku podczas porodu.
  • Chciałabym móc złagodzić głód w trakcie porodu.
  • Chciałabym pić w trakcie porodu.
  • Podanie oksytocyny, przebicie pęcherza tylko w razie konieczności. KTG ciągłe tylko w razie konieczności. Nie wyrażam zgody na wyciskanie dziecka z brzucha, chyba że zajdzie ku temu absolutna konieczność a wszystkie powody będą mi oraz mężowi podane.

Pierwszy okres porodu

  • Chciałabym mieć swobodę poruszanie się w pierwszym okresie porodu.
  • Chciałabym mieć możliwość korzystania z wanny/prysznica.
  • Chciałabym mieć możliwość korzystania ze sprzętów takich, jak drabinka, materac, worek sako.
  • Jeżeli zaistnieje konieczność podania mi kroplówki lub monitorowania stanu dziecka, chciałabym zachować możliwość poruszania się i przyjmowania dowolnej pozycji.

Drugi okres porodu

  • Chciałabym mieć możliwość wyboru pozycji w drugim okresie porodu.
  • W drugim okresie porodu chciałabym przeć zgodnie z tym, jak podpowiada mi instynkt, przeć spontanicznie.
  • Proszę o instruowanie mnie w trakcie parcia.
  • Chciałabym mieć możliwość urodzenia dziecka na podłodze, na materacu lub skorzystać ze stołka porodowego.
  • W momencie wyłaniania się główki dziecka, chciałabym jej dotknąć.
  • Chciałabym prosić o przygaszenie świateł i wyciszenie w chwili, gdy dziecko będzie wychodzić na świat.
  • Zależy mi, aby w trakcie rodzenia się dziecka obecny był tylko niezbędny personel.

Łagodzenie bólu porodowego

  • Proszę nie proponować mi farmakologicznych środków przeciwbólowych, zanim sama o to nie poproszę.
  • Jeśli poproszę o środki przeciwbólowe, proszę poinformować mnie o etapie porodu, na jakim jestem.
  • Nie chcę znieczulenia zewnątrzoponowego.
  • Chciałabym móc korzystać z niefarmakologicznych metod łagodzenia bólu, takich jak masaż przez osobę towarzyszącą, prysznic, imersja wodna.
  • Nie wyrażam zgody na podanie dolarganu oraz innych środków zmieniających świadomość.
  • Jeśli poproszę o ulżenie mi w bólu, prosiłabym o zaproponowanie mi w pierwszej kolejności naturalnych metod łagodzenia bólu porodowego.

Nacięcie/ochrona krocza

  • Wolałabym mieć nacięcie krocza.
  • Chciałabym, aby położna starała się ochronić moje krocze i poinstruowała mnie w czasie parcia.
  • Proszę o miejscowe znieczulenie przy zszywaniu krocza.

Wywołanie/stymulacja porodu

  • Jeśli nie będzie wyraźnych względów medycznych chciałabym uniknąć wywoływania porodu (w tym przebijania pęcherza płodowego).
  • Zanim zostanie podana mi oksytocyna lub zostanie przebity pęcherz płodowy, chciałabym spróbować naturalnych sposobów stymulowania porodu, takich jak ruch czy masaż brodawek sutkowych.
  • Jeśli wywołanie porodu będzie konieczne, chciałabym, aby najpierw został użyty żel z prostaglandyną, zanim zostanie podana oksytocyna.

Cesarskie cięcie

  • Chciałabym uniknąć cesarskiego cięcia, ale jeśli będzie ono konieczne, chciałabym zostać o wszystkim dokładnie poinformowana.
  • Chciałabym, by osoba towarzysząca mogła być obecna podczas operacji.
  • Zależy mi, by mieć możliwość jak najszybszego pierwszego kontaktu z dzieckiem, jeśli stan zdrowia dziecka będzie na to pozwalał.
  • Jeśli będzie to możliwe, chciałabym aby dziecko zostało oddane na ręce osoby towarzyszącej od razu po porodzie i mogło być z nią w kontakcie „skóra do skóry”
  • Jeśli będzie to możliwe, chciałabym nakarmić dziecko jak najszybciej po porodzie.

Po porodzie

  • Zależy mi, by towarzysząca mi osoba mogła przeciąć pępowinę.
  • Zależy mi, by pępowina została przecięta dopiero wtedy, gdy przestanie tętnić.
  • Chciałabym, aby moje dziecko było u mnie na brzuchu w kontakcie „skóra do skóry” tak długo, jak będziemy tego potrzebowali.
  • Chciałabym nakarmić moje dziecko piersią jeszcze na sali porodowej.
  • Chciałabym, aby moje dziecko zostało owinięte w pieluszki, które przyniosłam z domu.
  • Chciałabym, aby moje dziecko zostało ubrane w rzeczy, które przyniosłam z domu.
  • Zależy mi na tym, aby dziecko po porodzie zostało tylko osuszone i okryte pieluszkami.
  • Nie wyrażam zgody na robienie zdjęcia mojemu dziecka podczas ważenia, zwłaszcza z użyciem lampy błyskowej.
  • Proszę zważyć i zmierzyć moje dziecko po zakończeniu pierwszego kontaktu skóra do skóry.
  • Chciałabym trzymać dziecko na rękach podczas rodzenia się łożyska i w trakcie ewentualnych innych zabiegów.
  • Proszę o przeprowadzenie pełnego badania lekarskiego w późniejszym czasie, po zakończeniu pierwszego kontaktu, jeśli nie będzie przeciwwskazań medycznych.

Trzeci okres porodu

  • Zanim zostaną podane mi środki naskurczowe, chciałabym spróbować urodzić łożysko samodzielnie.
  • Chciałabym mieć możliwość przystawienia dziecka do piersi zanim urodzę łożysko.

Na oddziale położniczym

  • Chciałabym, aby dziecko było cały czas ze mną w pokoju.
  • Chciałabym zostać dokładnie poinstruowana, jak mam przewijać i kąpać dziecko.
  • Chciałabym, aby kąpiel dziecka i inne czynności pielęgnacyjne oraz ew. badania i zabiegi odbywały się w obecności mojej lub ojca dziecka.
  • Proszę o nie kąpanie dziecka od razu po porodzie.

Szczepienia

  • Informacje odnośnie szczepień znajdują się w załączniku do planu porodu.

Ważne informacje dodatkowe

  • Nie wyrażamy zgody na przeprowadzenie zabiegu Credego.


środa, 8 kwietnia 2015

Mały wielkolud

Wizja porodu siłami natury nadal niestety pod znakiem zapytania. A wszystko przez to, że mały wdał się w moją rodzinkę, gdzie trafiały się noworodki ponad 5 kg...  na usg w 32 tc ważył prawie 2400 i jego waga prognozowana wyniosła 4700. Z takimi gabarytami lekarze zdecydowanie odradzają porody sn bo wiąże się ze zbyt dużymi komplikacjami.
Na szczęście na ubiegłotygodniowym usg do przodu było tylko ok 300 gr co oznacza, że waga zwolniła. Odstawienie witamin przyniosło pożądany skutek .
Poszerzenie kanalika nerkowego, które było kolejnym argumentem do cięcia, i to na zimno, nie powiększa się więc na razie odpadło z listy wskazań.A cięcie bez rozpoczecia akcji porodowej to dla mnie najgorsza z możliwych opcji....
Podczas ostatniej wizyty lekarka stwierdziła, że także mój obciążony wywiad stanowi podstawę do cc. Przyznam, że mnie to trochę zdziwiło bo do tej pory nie miało to na nic wpływu, a dla większości lekarzy moje ciąże nie były nawet ciążami. Trochę nie do końca wierzę więc w zapewnienia, że absolutnie nie chodzi o wygodę lekarzy....
Liczę więc cały czas, że waga nie dojdzie do 4500 kg i poród sn będzie możliwy. Jednak trudno mi się będzie opierać cc jeśli zostanę zarzucona powodami medycznymi......

A opór mój jest dość silny i naprawdę myśl o tym sprawia mi przykrość. Od samego początku mam stety/niestety negatywne podejście do porodu przez cc i nie potrafię się go pozbyć.
Wiele dziewczyn bardzo chętnie takie rozwiązanie wybiera i wręcz żąda aby ich poród tak wyglądał. Dlatego m.in w Polsce zamiast zalecanych 15% porodów przez cc mamy ich ponad 40%! I to często są zabiegi planowane, bez rozpoczęcia się akcji porodowej. Sami lekarze przyznają, że dla nich taka opcja jest wygodniejsza bo mogą sobie zaplanować zabieg a nie zrywać się do niego w środku nocy.  Nie jesteśmy w stanie tego z mężem zrozumieć bo jednocześnie mówią, że lepiej dla matki i dziecka jest kiedy akcja się zacznie i ich organozmy dostają sygnał, że czas na poród!
 Pomijam ozywiście sytuacje kiedy do cc jest wskazanie medyczne. Czy to ze względu na zdrowie i bezpieczeństwo matki czy dziecka  To zupełnie inna bajka. Jednak wiele jest sytuacji kiedy kobieta chce cc dla własnej wygody. Pokutuje przekonanie, że cc to drobny zabieg a nie operacja. Że to nie boli i szybko dochodzi się do siebie. Że to mniej bolesne dla dziecka. Każde to stwierdzenie jest bzdurą totalną. Jest to operacja, i to dość poważna bo przecież przecinają w jej trakcie wszystkie powłoki brzuszne. Sam poród może i nie boli bo omijamy akcję skurcze ale już dochodzenie do siebie może być bardzo nieprzyjemne. Oczywiście część babek po cc będzie śmigać po korytarzu już po kilku godzinach. Ale inne mogą nie móc się ruszyć przez dwa dni. Blizna może się rozłazić i nie chcieć się goić.
Dziecko nie dostaje sygnału, że czas pojawić się na świecie więc nagłe wyciągnięcie go z brzucha jest wielkim szokiem. Dodatkowo nie przechodzi przez kanał rodny więc nie zostaje w tym procesie odpowiednie dostymulowany i pouciskany. Udowodniono, że dzieci tak urodzone mogą mieć początkowo problemy z czuciem głębokim.
Jest też w znacznie mniejszym stopniu kolonizowane przez matczyne bakterie, co wpływa na mniejszą odporność po urodzeniu. A że nie zamierzamy szczepić dziecka, przynajmniej na początku, to kwestia odporności jest dla nas ważna.
Na tą kwestie rozwiązanie znaleźli ostatnio amerykańscy naukowcy :)Ich metoda jest prosta, skuteczna, tylko ciekawe jak byłaby odebrana w naszych szpitalach. Udowodnili oni bowiem, że zawinięcie dziecka tuż po urodzeniu w tampon z gazy, który uprzednio nasączono wydzieliną z pochwy matki [ przez umieszczenie go na ok pół godziny w pochwie matki], daje taki sam skutek kolonizacji bakteriami jak przy porodzie sn.
Kusi mnie żeby tą opcję wypróbować w razie cesarki. Już widzę minę personelu w szpitalu...;)
Kolejnym minusem jest dla mnie fakt, że maluch nie trafi od razu do mnie. Fakt faktem, że teraz i tak trafia szybko do rodziców. Bo już po zszyciu , w trakcie którego dziecko jest ważone, mierzone itd, trafiamy razem na salę poporodową, gdzie czeka już tatuś gotowy do kangurowania. Ale te pierwsze ważne chwile, które maluch mógłby spędzić na moim brzuchu albo szukając piersi , gdzieś uciekają.
Dlatego bardzo, bardzo ale to bardzo liczę jednak na poród sn i mam nadzieję, że okoliczności jednak na to pozwolą. Szkoda, że prawie do samego końca nie będę wiedziała jak to się skończy.

piątek, 27 marca 2015

Jedz karob, będziesz wielki!!!!

  Jakiś czas temu wertowałam portal Wegemaluch w poszukiwaniu informacji o najbogatszych źródłach wapnia. Trochę pod kątem siebie, trochę aby przygotować się do prowadzenia diety dziecka.
Oczywiście wiedziałam, że nabiał wcale nie jest najbogatszym źródłem tego pierwiastka, ale trochę zdziwiło mnie, że na pierwszym miejscu zestawienia znalazła się melasa z korabu. Pierwszę słyszę o czymś takim - pomyślałam. Jakiś egzotyczny produkt? I na tym się skończyło. Jakoś do głowy mi nie przyszło, żeby sprawdzić co to, gdzie to dostać, z czym to jest itd.
Ale jakiś miesiąc temu, wyciągnąwszy małżonka na ciuchowe zakupy dla niego, trafiliśmy na rynku na mały sklepik z oryginalnymi tureckimi produktami. I co sobie stalo na półce? Melasa z karobu :) Od miłego pana sprzedawcy dowiedzieliśmy się, że korab to owoc drzewa świętojańskiego, popularnie nazywany chlebem świętojańskim. Można stosować go w wersju sproszkowanej, np jako zamiennik kakao u osób uczulonych na czekoladę, melasy do słodzenia potraw i napojów. Nie zawiera kofeiny więc jest idealny dla dzieci.

Tak wyglądają owoce drzewa karobowego [ świętojańskiego]

Oczywiście kupiliśmy słoiczek melasy na spróbowanie i teraz używam jej do słodzenia owsianki, koktajli na bazie maślanki i owoców, kawy. Ma dosyć wyrazisty smak więc dodawane ilości nie są duże ale już widzę wyraźny wpływ na kondycję swojego organizmu. Jeszcze do niedawna bowiem ciąża odbiła się na stanie moich paznokci - stały się słabe i łamliwe. Po dwóch tygodniach używania melasy są mocne i zdrowe jak nigdy!
Oczywiście karob nie zawiera tylko wielkiej dawki wapnia:) jest bogaty także w inne minerały i witaminy :żelazo, magnez, fosfor, sód, wit B1, B2, B3, E.
Działa dobroczynnie nie tylko na paznokcie ale pomaga także w walce z alergiami, astmą, problemami trawiennymi [ m.in z refluksem], wzmacnia system odpornościowy i pomaga w walce z grypą, obniża ciśnienie i działa przeciwkaszlowo. Co ważne, nie zawiera cukru więc mogą go używać także cukrzycy !

Poza karobem odkryłam ostatnio jeszcze jeden produkt o świetnych prozdrowotnych właściwościach - nasiona chia [ nasiona szałwi hiszpańskiej ]. Moje odkrycie było dosyć późne, ponieważ właściwości tych nasion były już znane Aztekom i stanowiły one jedną z podstaw ich upraw.
Są niesamowicie bogate w kwasy omega 3 - mają ich więcej niż zachwalany łosoś! żelaza więcej niż szpinak a wapnia więcej niż mleko! Mają też sporo magnezu, potasu, fosforu, antyoksydantów i pełnowartościowego białka. To wszystko sprawia, że dla mnie jako wegetarianki, jest to doskonałe żródło wartościowych składników :)

Poniżej znajdziecie zestawienie najbogatszych w wapń produktów [ przygotowane na podstawie danych z wegemaluch.pl ]. Czarno na białym widać, że wciskanie nam od dziecka, że szklanka mleka zapewni mocne kości jest lekki mówiąc nieporozumieniem ;)

Wartości podane na 100g produktu:

     melasa z karobu – 3150 mg
    mak niebieski – 1266 mg
    wodorosty Kombu – 800 mg
    melasa Blackstrap – 685 mg
    ser żółty – 682 mg

    nasiona chia - 631 mg
    suszona trawa pszeniczna lub jęczmienna – 514 mg
    wodorosty Agar Agar – 400 mg
    wodorosty Nori – 260 mg
    migdały – 239 mg
    ziarno amarantusa – 222 mg
    orzechy laskowe – 209 mg
    figi suszone – 203 mg
    pietruszka liście – 203 mg
    biała fasola – 197 mg
    len nasiona – 195 mg
    orzechy laskowe – 189 mg
    orzechy nerkowca – 186 mg
    nasiona słonecznika – 174 mg
    komosa ryżowa (Quinoa) – 141 mg
    morele suszone – 139 mg
    czarna fasola – 135 mg
    pistacje – 135 mg
    kapusta włoska – 134 mg
    spirulina – 131 mg
    słonecznik – 131 mg
    jogurt – 121 mg
    mleko – 120 mg
    jarmuż – 117 mg
    nasiona sezamu – 110 mg
    brokuł – 100 mg
    tofu – 100 mg
    orzechy włoskie – 99 mg
    boćwina – 97 mg








wtorek, 10 marca 2015

Chrzestni

Jak wybrać? Kogo wybrać? Czym się kierować?
Ostatnie pytanie ma chyba najłatwiejszą odpowiedź. Przynajmniej dla nas. Chrzest, mimo że dopiero za kilka miesięcy [ u nas, czyli Protestantów, chrzest najczęściej odbywa się tak szybko jak to możliwe] i teoretycznie jest czas na podjęcie decyzji, wywołuje u mnie dosyć burzliwe przemyślenia. Może dlatego, że chciałabym aby nasze dziecko miało innych chrzestnych niż ja. O ile z matką chrzestną[ siostrą taty] mam dosyć częsty kontakt, to ojca chrzestnego nie widziałam od 14 lat i nawet nie pamiętam jego nazwiska. Kiedy tacie urwał się kontakt z kumplem, urwał się i mi.
Obserwując jak pojmowana jest instytucja rodziców chrzestnych w Polsce, mam wrażenie, że są sprowadzeni do roli dawaczy prezentów, kasy, bywalców urodzinowych kawek i herbatek. Zdecydowanie rzadziej realnie angażują się w wychowanie dziecka i realną obecność w życiu dziecka. Sama widzę i czuję, że mam w tej sprawie trochę do poprawy, ale oboje  z G zgadzamy się, że właśnie kogoś takiego szukamy.
Oprócz tego chcielibyśmy aby wybrane osoby podzielały nasze podejście do życia i świata, ale też do żywienia, szczepień. Zakładając, że ograniczamy się do osób, z którymi mamy rzeczywisty kontakt częstszy niż raz - dwa razy w roku, nie zostaje nikt kto spełniałby wszystkie warunki.....Już usłyszałam, że mam zbyt wyidealizowane spojrzenie na sprawę i przecież szansa, że ktoś będzie musiał się zająć naszym dzieckiem jest naprawdę minimalna. Niby tak, ale szansa trafienia 6 w totka też jest minimalna a komuś co jakiś czas się przecież trafić. I z taka myślą chciałabym mieć spokojną głowę, że nasze decyzje będą uszanowane a nasze dziecko zostanie zaprowadzone przynajmniej czasami do naszego kościoła, nakarmione zdrowym jedzeniem a nie przetworzonymi śmieciami. Może nawet w wersji wege ?! No tak, byłoby pięknie :) w chwili obecnej jedyne na co możemy liczyć to radosna obecność potencjalnych rodziców chrzestnych w życiu młodego. Czy to dużo czy mało? tylko tyle czy aż tyle? Czy wogóle mam prawo oczekiwać czegoś więcej?  Zawsze mogę postraszyć zza grobu  ;)

piątek, 20 lutego 2015

Podróżowanie z dzieckiem

Jest taka tradycja, że pod koniec lutego dużo czasu spędzam w pewnym szczególnym miejscu. Niezbyt daleko od domu ale bywa naprawdę egzotycznie, czasami ma się wręcz wrażenie, że jest się w innym świecie. Przez dwa tygodnie dzieje się bowiem Włóczykij - Gryfiński Festiwal Miejsc i Podróży :)



Najpierw jeździłam sama, teraz z szanownym małżonkiem :) Muszę przyznać, że chyba właśnie tam doświadczyłam najbardziej szalonych imprez, czasoprzestrzennych zagubień i do tej pory mam cudowne wspomnienia związane  z ludźmi.
Dzięki historiom, które miałam okazję wysłuchać przekonałam się, że podróże z dzieckiem to nic strasznego, dziwnego i niemożliwego. Jeśli samemu się to lubi, ma się doświadczenie to bardzo łatwo przekazać to swojemu dziecku. I nie mam tu wcale na myśli wizyt w kurortach ale podróże z plecakiem czy namiotem. Po prostu wpajanie dziecku od małego bycie podróżnikiem a nie turystą. Wyprawy nie muszą być dalekie aby były ciekawe. Tata na pewno zadba, żeby od małego Dzidek poznawał frajdę pływania w kajaku, pieszych wędrówek, obserwacji przyrody. A mama oczywiście pomoże i dołóży swoje trzy grosze.  Jakie to wszystko oczywiste :) dla włóczykijowych gości, dla nas. I jakie zderzenie z podejściem niektórych osób z mojego otoczenia, które nigdy z wózkiem nie wsiadły nawet do miejskiego autobusu bo przecież się nie da!

Dzisiaj Dzidek przeżył swój pierwszy festiwalowy dzień i wyraźnie dawał znać, że mu się podoba :) A ja już teraz planuje, że latem pojedziemy sobie do naszego ulubionego domku w lesie i będziemy chłonąć las. Pokażemy jak fajnie śpi się w namiocie , jaki ciekawy może być otaczający nas świat :) 
Późną jesienia lub zimą mam nadzieję uda się dorwać jakąś fajną promocję lotniczą i wyruszymy gdzieś dalej. Okolice szóstego miesiąca są idealne na podróże bo mały nie będzie się wyrywał  na nóżki. Po wydarzeniach zeszłego roku, które nie pozwoliły nam odbyć żadnej wyprawy oprócz tej na Rugię, mam nadzieję, że tym razem los będzie nam sprzyjał :)

Oprócz festiwalowych opowieści inspiracje i rady można czerpać z wielu fajnych blogów poświęconych podróżom z dziećmi. Ja znalazłam kilka ciekawych pozycji na liście zaproponowanej przez Rodzinę bez granic http://thefamilywithoutborders.com/pl/najlepsze-blogi-podrozowanie-z-dziecmi-2014-2015-01-19/


sobota, 7 lutego 2015

Canpol

Drogie mamuśki, pojawia okazja przetestować produkty nad którymi być może się zastanawiacie czy warto kupić. Ja do wielu nowych rzeczy, które mogą powiększyć listę wyprawkową podchodzę z rezerwą, dlatego opcja jaką proponuje Canpool babies w swojej Blogosferze jest ciekawą opcją.
Zajrzyjcie tutaj http://canpolbabies.com/pl/blogosfera
W tej edycji można dostać do przetestowania karuzelę dla malucha.

piątek, 6 lutego 2015

Imię

Do porodu teoretycznie zostało 89 dni....ostatnie dwa dni drugiego trymestru. Niedługo zacznie się odliczanie!  Czas zleciał strasznie szybko, przeleciał mi wręcz przez palce. Tyle miałam planów, co to ja nie miałam zrobić będąc w domu....może chociaż te ostatnie miesiące wykorzystam tak jak planowałam. Później z dzieckiem może być trudno, nawet jeśli wda się we mnie i będzie spać i spać ;)

Przynajmniej jedną ważną rzecz mamy już za sobą - wybór imienia. Długo długo mówiłam, że będzie Tymoteusz. Kuzynka jednak mnie wyprzedziła i swojemu synkowi dała na imię Tymon. Dwa Tymki w bliskiej rodzinie - kiepska sprawa.
Kiedy na początku ciąży obstawialiśmy dziewczynkę szybko udało nam się dojść do porozumienia - padło na Jagodę. Chociaż mi po głowie chodziły jeszcze Klary, Nadie....Kiedy jednak nasze bezwstydne dziecko rozłożyło nogi i na usg ukazał sie pokaźny siurak, sprawa się skomplikowała. Małż nie był przekonany do mojej propozycji więc poprosiłam aby stworzył swoją listę. W taki sposób ograniczyliśmy się do

Ziemowita - mój faworyt
Iwo - małż najpierw na nie, potem na tak, potem znowu na nie ;)
Jaromir - pełna wersja podoba się nam obojgu, tymbardziej, że oboje lubimy Jaromira Nohawicę :) ale skróty -Jarek, Jaro, Mirek - odpadły absolutnie
Gerard - pomysł Małża,

Po długim namyśle ze strony męża, olaniu protestów części rodziny wybraliśmy Ziemowita, stare słowiańskie imię oznaczające głowę rodziny :) Jestem ciekawa czy będzie ono pasowało do naszego dziecka i jak będzie się z nim czuł.

Chorowanie w ciąży



Sezon zimowy w pełni. Mrozów jednak nie ma więc wirusy szaleją. Niestety omijanie kaszlących tłumów i  zdrowe jedzenie nie sprawiły, że udało mi się ochronić przed atakiem przeziębienia. Nagłe problemy gastryczne psiaka spowodowały konieczność błyskawicznego wyskoczenia w środku nocy z ciepłego łóżka prosto w ziąb. Było pozamiatane....Następnego dnia poczułam, że coś mnie zaczyna rozkładać. Na szczęście nie miałam gorączki więc domowe sposoby w dwa dni sobie poradziły z kiepskim samopoczuciem. Prym wiódł czosnek, potem czosnek i jeszcze raz czosnek zaprawiony naparami z suszonej dzikiej róży. Niestety ciągle towarzyszy mi katar i drapanie w gardle. To ostatnie zmieniło tylko stopień z upierdliwego na lekko zauważalny. W wypadku kataru nie obyło się niestety bez wizytu u lekarza bo to co zapychało mi nos i spływało nocą do gardła zalepiając je, nie wyglądało ani trochę ładnie i ciekawie. Na szczęście okazało się, że trzecim trymestrze można już sobie pozwolić na więcej z lekami. Oczywiście i tak muszą to być leki bezpieczne i dozwolone w ciąży. Jeśli ktoś będzie miał podobny problem to ja z apteki wróciłam lżejsza o 60 pln ale wyposażona w wodę morską na oczyszczanie, spray Rhinoargent działający antybakteryjnie oraz tabletki Sinulan forte, które mają za zadanie oczyszczać zatoki. Jest już prawie idelanie.

Cieszę się, że tylko na takim etapie moje chorowanie się zakończyło i nie rozwineło się coś poważniejszego. I tak przez chwilę martwiłam się czy nie odbije się to jakoś na Dzidku. Szczególnie, że mam nieciekawe skojarzenie z pierwszej ciąży. Zanim dowiedzieliśmy się, że jest puste jajo przeszłam grypę. Zapewne nie było tu żadnej  zależności ale w mojej głowie niefajne powiązanie zostało. Na szczęście mały szaleje dalej, a kontrolna wizyta u ginki potwierdziła, że wszystko jest dobrze. Jasne, że w ciąży najlepiej byłoby wogóle nie chorować, a jak już to lekko i na późniejszych etapach ;)

Poniżej lista domowych sposobów na choróbsko, które przeważnie są jedynymi dostępnymi w ciąży. Oczywiście jest to moje subiektywne zestawienie :)

1. Czosnek -jak tylko czuję, że coś mnie rozbiera to szykuję sobie kanapkę z ząbkiem czosnku . Kilka powtórek i najczęściej działa

2. Herbata z miodem i cytryną -  trzeba tylko pamiętać, że miodu nie powinno się dodawać do gorących płynów bo staje się toksyczny

3. Parówki z solą - idealnie byłoby używać inhalatora ale z braku laku stare metody działają :) można też użyć soli fizjoligicznej lub olejków eterycznych. Decydując się na nie trzeba tylko pamiętać, że nie wszystkie są bezpieczne w ciąży.

4.Buraki - nie wszyscy wiedzą, że mają świetne właściwości wzmacniające organizm, szczególnie w walce z wirusami. Warto je jeść w każdej postaci ale najlepsze działanie mają w postaci surowej, np soku. W postaci gotowanej najlepsze są w zupie lub upieczone w łupinie.

5.Czarnuszka - trochę zapomniana roślina, a jakże cenna. Więcej osób może jeszcze kojarzyć kwiaty, ale większą wartość mają ziarna. Nie będę się tu rozpisywać o wszystkich właściwościach rośliny - są bardzo szerokie. Wystarczy dodać, że już starożytni twierdzili, że leczy wszystko oprócz śmierci. Zawarte w małych nasionkach związki wzmacniają układ odpornościowy, pobudzając m.in syntezę interferonu czy wzrost limfocytów i makrofagów stojącycj na straży naszego zdrowia. Ma silne działanie antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybiczne. Prawdopodonie odpowiada za to zawartość tymochinonu

6. Płukanki na ból gardła - z szałwi, kory dębu, wody utlenionej z wodą czy nawet z octaniseptu z wodą. Po tych ostatnich warto nawilżyć gardło np pysznym kisielem :)

7. Na ból gardła warto ssać także goździki. Jeśli ta metoda nie pomaga można sięgnąć po tabletki do ssania Tamtum Verde. Ja brałam 3 dziennie i uzupełniałam je tabletkami Prenalen. Syrop Prenalen także pomagał łagodzić kaszel. Dodatkowo wzmacnia organizm. Oczywiście zawiera głównie czosnek, malinę, czarny bez więc równie dobrze można stosować te składniki "na surowo"

8. Sok malinowy/ z aronii/czarnego bzu - domowy. Żadne syropy ze sklepu będące ulepkiem cukru i syropu g-f

9. Napar z dzikiej róży - dzięki teściowi mamy zapas suszonej dzikiej róży, która po zaparzeniu staje się pyszną herbatką bogatą w wit C
 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozgrzewająca zupa z soczewicy i buraków

Dzidek dzięki mamie od początku stara się odżywiać zdrowo. Patrząc na tempo wzrostu chyba mu to służy :)
 Od ponad 10 lat jestem wegetarianką więc przykładanie wagi do prawidłowo komponowanej diety jest dla mnie ważne. Oczywiście nie zawsze wychodzi idealnie, bo i zdaża się za dużo mącznych produktów, czasem słodyczy. W związku z tym przyplątała się lekka kandydoza.W ciąży dieta odkwaszająca poszła niestety w odstawkę - naleśniki mogę jeść kilka dni pod rząd. Ale nie jest też tak źle bo od lat wszystki wyniki krwi są świetne i nawet lekarze zauważają, że któryś już raz wyniki wgeterianki są lepsze od mięsożerców.

Dzisiaj ugotowałam wielki gar pożywnej i mega rozgrzewającej zupy, idealnej dla kobiet w ciąży. Być może połączenie soczewicy i buraków nie wyda wam się pociągające ale gwarantuje, że smakuje pysznie :)
Zima to pora roku, w której powinno się spożywać jak najwięcej warzyw korzennych.Buraki wpisują się w to idelanie.
Dodatkowo użyłam jeszcze marchewki i selera, ziemniaków, cebuli, czosnku i papryczki chili. No i oczywiście zielonej soczewicy :)
Ilości są dowolne, ja zawsze daję na oko i w zależności od zapasów.

3 cebule, 3 ząbki czosnku i kawałek papryczki oraz 2 buraki pokrojone w kostkę podsmażyłam na oliwie z oliwek, dodałam marchewkę, seler , ziemniaki i wsypałam opakowanie soczewicy. Zalałam wszystko wodą, osoliłam, dodałam liście laurowe,ziele angielskie i suszone grzybki. Po ugotowaniu dodałam trochę majeranku. Wszystko razem trzeba ugotować do miękkości, ok 30 min. Pyszne, sycące i świetnie rozgrzewające w mroźny dzień.

Wspomniałam, że ta zupa jest idealna dla kobiet w ciąży. Nie tylko wegetarianek ;) Jest tak  ze względu na wartości odżywcze głównych skłądników- soczewicy i buraków.
Soczewica jest jednym z najbogatszych źródeł białka [ zaraz po soi]. Ponieważ jednak jest ono niepełnowartościowe, trzeba łączyć ją z innymi produktami, np zbożowymi. W ten sposób aminokwasy uzupełniają się. W mojej zupie tą rolę spełniły ziemniaki:).
W ciązy wiele kobiet cierpi na anemie lub nadciśnienie. Soczewica może być świetnym lekarstwem na te przypadłości. Zawiera bowiem dużo potasu i mało sodu, a także sporo błonnika, który obniżając poziom cholesterolu reguluje ciśnienie. Dzięki zawartości żelaza pozwala uniknąć anemii, a dla ciężarnych szczególnie ważna jest także duża zawartość witaminy B9, czyli kwasu foliowego.
Bogatym źródłem kwasu foliowego są także buraki, które najlepiej jeść na surowo[w postaci soku] lub gotowane w zupie właśnie. Wtedy nie uciekają nam wartości odżywcze :) Nie są bogatym źródłem żelaza, jednak są wspaniałym środkiem krwiotworczym, dawno znanym przez medycynę naturalną. Zapobiega anemii, wspomaga też leczenie białaczki. Zawarte w burakach barwniki należą do bardzo silnych przeciwutleniaczy i czterokrotnie zwiększają przyswajanie tlenu przez komórki.Wspomagają więc układ krwionośny.
Zima to czas kiedy łatwo o infekcje, które pomogą zwalczyć właśnie buraki.No i oczywiście czosnek!

Jak widać, oprócz walorów smakowych zupka ma też wiele walorów zdrowotnych. Smacznego!!!!

piątek, 16 stycznia 2015

Strachy na lachy

Ostrzeżenie dla co wrażliwszych - wpis pełen obrzydliwych opisów płynów ustrojowych ;)

Czekając na ciąże z Dzidkiem spodziewałam się, że  cały czas będę trzęsła tyłkiem ze strachu i nie będe potrafiła wogóle cieszyć się oczekiwaniem. Poprzednie ciąże właśnie takie były. Od początku towarzyszyły im niedobre przeczucia. Fakt, że kończyły się dosyć szybko i nie miałam okazji zmienić nastawienia.
Teraz jednak było troszkę inaczej. Może dzięki świadomości, że w końcu mam lekarkę, której ufam? a może dzięki temu, że od początku będe miała włączone leki? Profilaktycznie, bo żadne wyniki nie wskazywały na konieczność ich brania ale ich skuteczność w podobnych wypadkach jest potwierdzona i to wpływało na mnie uspokajająco.
Pierwsze tygodnie upływały mi jednak pod znakiem nie dopuszczania do siebie w pełni myśli o ciąży. To był taki mechanizm obronny - gdyby coś się stało ja nie zdąże się jeszcze przyzwyczaić, przywiązać.  Z każdym tygodniem jednak kiełkowała myśl, że może jednak będzie dobrze, serduszko zaczęło bić, nic się nie działo a ja się uspokajałam. Nawet w sytuacji kiedy pojawił się problem i jajo płodowe zaczęło się odklejać, a ja sama wylądowałam w łóżku z pozwoleniem wstawania tylko do wc, wierzyłam, że wszystko będzie w porządku.
Sama jestem zdziwiona skąd we mnie wziął się taki spokój. Może wiara w leki, którymi byłam obstawiona od początku? [ Duphaston, clexane i acard, doszła też luteina].Najchętniej brałabym wszystko do końca bo przy odstawieniu najpierw dupka, potem luteiny, miałam oczywiście lekki niepokój ;) A może chodzi o przekonanie, że - jak to ujeła moja mama - rachunek w duszach musi się wyrównać? W każdym razie cieszę się, że ciąża nie upływa mi pod znakiem paniki.
Oczywiście żeby nie było aż tak różowo to towarzyszą mi też pewne zachowania charakterystyczne dla ciężarnych po przejściach. Np do tej pory sprawdzam papier toaletowy podczas każdej wizyty w wc. W związku z tym kupuję tylko biały żeby w razie czego było na nim widać ewentualne krwawienie.
Sporym zaskoczeniem była dla mnie też ilość śluzu jaki może pojawiać się w czasie ciąży. Wiecznie mam po prostu mokro.I o ile teraz już się do tego przyzwyczaiłam to na początku każde uczucie, że coś "poleciało" wiązało się z rajdem do łazienki i myślą - krew!!!! Kiedy brałam luteinę te zdarzenia były szczególnie nasilone bo tabletki się nie wchłaniają w całości i lubią sobie wyciekać.....Zdarzało mi się więc w czasie plenerowych koncertów latać z latarką do toitoia i sprawdzać co się dzieje. Teraz na szczęście mogę się z tego śmiać ;)
Jako niedoświadczona ciężarówka nie spodziewałam się również, że normalna w ciąży może być wydzielina o konsystencji wody. W związku z tym, że przed jej pojawieniem się zauważyłam na papierze toaletowym żółtawy śluz o konsystencji kurzego białka, w mojej głowie zaraz pojawił się alarm. Boże,a co jesli to był kawałek czopa a teraz odchodzą mi wody??????!!!! Jak to sprawdzić? Wujek google powiedział, że w aptece można dostać testy na obecność wód płodowych. Ale opinie na ich temat różne więc dałam sobie spokój. Nic więcej się nie działo więc jakoś zapanowałam nad niepokojem. Chyba po dwóch dniach pojechaliśmy do naszej lekarki na dyżur żeby przed urlopem upewnić się, że wszystko ok. Szpitalny test na obecność wód nic nie wykazał, a na usg wszystko ładnie i pięknie.  Dopiero później powiązałam fakt, że gęsty śluz pojawił się następnego dnia po tym jak się kochaliśmy, i że tak się działo już wcześniej [ i dzieje się nadal ]. Nie na darmo mówi się o zaćmieniach ciążowych.
Skoro w tym temacie już się uspokoiłam to pojawia się kolejny. Lekarka powtarzała - jak mały zacznie kopać to będzie pani miała pewność, że wszystko jest dobrze. Wszystko fajnie, ruchy są super i bardzo mnie cieszą. Ale Dzidek jest leniuszkiem po mamie i czasem cały dzień go nie czuje. Na szczęście kiedy zaczynam się martwić sprzeda kopa na uspokojenie. Oczywiście wiem, że do 28 tygodnia nie muszę czuć ruchów codziennie. Że łożysko na przedniej ścianie też ruchy wygłusza. Że mój zapas tłuszczyku też w tym pomaga. Wszystko wiem;) Ale ta wiedza nie zawsze pomaga. I tak chyba zostanie do porodu. A po nim zmartwienia tylko zmienią charakter.






czwartek, 8 stycznia 2015

Szał zakupowy

Wpadając w szał zakupowy przy kompletowaniu wyprawki chciałabym wszystko na już i teraz. Ale jak wybrać to co dobre i przy tym nie zbankrutować? Czy zamawiając w necie na pewno dostanę dobrą jakość? Może jednak w sklepach i hurtowniach stacjonarnych za podobną cenę dostanę coś fajnego co będę mogła dotknąć, przetestować, ocenić?
Z taką myślą wybrałam kilka rzeczy w internecie - pieluchy tetrowe i flanelowe, komoda z przewijakiem, kołyska i materacyk - i postanowiłam porównać z tymi w największej hurtowni z artkułami dziecięcymi w Szczecinie.
Komody z przewijakiem dwie, nie licząc tych typowo dziecięcych. Ceny powyżej 600pln, czyli znacznie drożej niż w internecie. Kołyska jedna, materacyków brak. Pieluchy dwa razy droższe niż na Allegro. Oprócz tego mieli spory wybór ubranek ale najtańszy pajacyk kosztował 60 pln, czyli drożej nawet niż w Smyku!!! Wyszłam po prostu zirytowana.
Wypad cenny jedynie jako doświadczenie.Teraz już wiem, że w większość rzeczy warto zaopatrywać się tylko w sieci. Jak do tej pory rzeczy, które zamawiałam niczym nie różniły się od tych kupowanych tradycyjnie

Dodatkowo można sporo zaoszczędzić kupując część rzeczy z drugiej ręki. Tak zrobiliśmy w wypadku wózka bo nastawiając się na noszenie w chuście  nie potrzebuję super nowego modelu, a mogę dostać sprzęt spełniający moje wymagania za rozsądną cenę.
Kołyskę tez można dostać używaną w świetnym stanie. W końcu potrzebna jest na maks 6 miesięcy. W obliczu tego, że nie wiemy gdzie będziemy mieszkać kiedy Dzidek się urodzi z tym zakupem się wstrzymam. Teraz do sypialni wejdzie tylko kołyska ale na nowe mieszkanie już będzie sens kupować od razu łóżeczko, które posłuży znacznie dłużej.


niedziela, 4 stycznia 2015

Wyprawka

Od kilku dni trwa u nas kompletowanie wyprawki dla Dzidka. Tak na poważnie ;) Sprawę wózka mieliśmy już załatwioną wcześniej, kołyska prawdopodobnie będzie od kuzynki, chusta czeka w szafie i trochę ciuszków po rodzinie też.
Ale żeby wiedzieć co trzeba dokupić potrzebna była lista. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że wyjdzie o wiele dłuższa. Przejżalam kilka list w internecie, posłuchałam znajomych z doświadczeniem i sporządziłam własną listę. Listy, które czytałam zawierały wiele zbędnych gadżetów więc automatycznie wywalałam je ze swojej listy. W ten sposób zostało 28  punktów plus kilka pozycji dla mnie.
Jeśli komuś się to przyda to proszę, moja lista wyprawkowa dla Dzidka:

I Ubranka - wg rad doświadczonych mamusiek dobrze mieć nawet po 10 kompletów w każdym rozmiarze. Chyba, że lubi się często prać ;)

1. Body z długim lub krótkim rękawem
2. Pajacyki
3. Śpiochy 
4. Półśpiochy
5. Rampersy
6. Kaftaniki - jednak wg wielu opini na początku się słabo sprawdzają, podwijają się i wkurzają tylko dziecko.Jeśli nie ma nic pod spodem to dodatkowo wietrzą nerki ;)
7. Skarpetki / łapki - w praktyce skarpetki ponoć świetnie zastępują łapki
8. Czapeczki bawełniane

II
9. Kołyska / łóżeczko - ponieważ w sypialni łóżeczko się nie zmieści wybraliśmy kołyskę. Chociaż zastanawiam się też nad dostawkę. Potem albo wyprowadzka do innego pokoju lub będziemy już w nowym mieszkaniu.
10. Materacyk - tu pojawia się pytanie jaki ??
11. Prześcieradła na gumce
12. Podkład po prześcieradło
13. Kocyki
      - bawełniany
      - polarowy
      - ja zachorowałam też na kocyk minky :)
14. Otulacz - dla mnie lepszy niż rożek bo nie jest sztywny
15. Śpiworek do łóżeczka [ ewentualnie ]

III
16. Pieluchy jednorazowe
17. Pieluchy 
     - flanelowe x2
     - tetrowe x 10
18. Przewijak
19. Wiaderko do kąpieli / wanienka -na początek chcę spróbować z wiaderkiem. Jego zalety mnie przekonują, ciekawe czy się sprawdzi.
20. Przybornik do powieszenia na łóżeczku/szafce x2
21. Mokre chusteczki
22. Płyn do kąpieli
23. Szczotka do włosów z naturalnego włosia
24. Ręcznik kąpielowy z kapturem
25. Sudocrem
26. Wózek - wybraliśmy Jane Slalom [ o zaletach tego i kilku innych wózków innym razem ]
      - torba do wózka
      - folia przeciwdeszczowa
27. Chusta
28. Płyn do prania ubranek.

Jeśli chodzi o ciuszki to przeżyłam lekkie zdziwienie rozmiarówką. Ponieważ od kuzynek uzbierało się już trochę zapasów, inne czekają na dostawę, postanowiłam zapanować trochę nad tym i sporządzić tabelkę czego i ile mam w poszczególnych rozmiarach. Dzięki temu będę bez problemu  wiedziała co trzeba dokupić. Dziwnym trafem część ubranek rozm 56 jest tej samej wielkości co część 62 czy 68.
Ponieważ nigdy wcześniej nie ubierałam noworodka trudno mi ocenić, które mają metkę z właściwym rozmiarem. Obawiam się, że Dzidek może na początku w niektórych pływać. Nawet jeśli urodzi się tak spory jak przewidują.

Jeśli chodzi o rzeczy dla mnie potrzebne przed/ w czasie/ po porodzie to w tej chwili na liście mam :
1. Wkładki laktacyjne
2. Koszule nocne do karmienia
3. Biustonosze do karmienia
4. Majtki jednorazowe
5. Duże podpaski /wkłady
6. Podkłady jednorazowe na łóżko
7. Krem na brodawki

Edit :
Za namową dziewczyn na forum zdecydowałam się kupić też laktator i butelkę. Nie wiadomo czy się przyda ale po co będę męża ganiać po aptekach żeby szukał takiego jak trzeba? ;) wybrałam Avent Natural, zobaczymy czy się sprawdzi. W zestawie miał od razu butelkę i smoczki do niej. Nie planuję używać na początku ale jak to mówią - strzeżonego Pan Bóg strzeże ;)

piątek, 2 stycznia 2015

2014

Mijający rok był ciężki i piękny nie tylko ze względu na ciąże. Wiele się wydarzyło i jak to często bywa życie napisało scenariusze lepsze niż niejeden film.

Na lipiec zaplanowaliśmy ślub i wesele.Postanowiliśmy, że do tego czasu wstrzymamy starania żeby móc spokojnie cieszyć się przygotowaniami i bawić się na weselu. W  końcu te kilka miesięcy, które dzieliły otrzymanie wyników testów genetycznych od daty ślubu nie robiły nam już tak wielkiej różnicy. Wiosną tata wylądował w szpitalu z trudnościami w oddychaniu.Okazało się, że w płucach zbiera się płyn i niestety nie jest to związane z jego chorym sercem. Ostateczna diagnoza brzmiała chłoniak 3 stopnia, szybko wskoczył na 4. Pełny obraz sytuacji lekarze przedstawili tylko nam, tata do końca nie zdawał sobie sprawy w jak ciężkim jest stanie. Pewnie dzięki temu oraz brakowi objawów bólowych do końca wierzył, że walczy z chorobą. Bardzo chciał być w formie na nasz ślub i móc wziąć we wszystkim udział. Opowiadał wszystkim w szpitalu o zbliżającej się uroczystości. Lerkarka powiedziała mi, że to go też mocno trzymało przy życiu.
Dwa dni przed ślubem rano zadzwonił telefon. Tata zmarł w nocy. Zasnął i już się nie obudził. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmie....wszystko odwołaliśmy a nasi goście w dniu ślubu wzieli udział w pogrzebie.
Po tym wszystkim stwierdziliśmy, że najwidoczniej nie ma co planować i wróciliśmy do starań. Los i tak najwyraźniej zdecyduje.
Nową datę ślubu wyznaczyliśmy na październik.Niektórzy dziwili się, że tak szybko, że nie czekamy roku ale wiedziałam, że tata nie chciałby abyśmy odkladali coś na co sam tak bardzo czekał i cieszył się.
Po miesiącu z kawałkiem, jeszcze przed okresem zrobiłam test i ze zdziwnieniem zobaczyłam dwie kreski. Tego samego dnia zaczęłam przyjmować leki uzgodnione z lekarką - clexane, acard, duphaston i umówiłam wizytę.
Niektorym może się to wydać niedorzeczne ale od początku wiązałam śmierć taty ze swoją ciążą. Miałam przeczucie, że tym razem będzie dobrze, że tata będzie czuwał. Nie wiem jak to do końca wyjaśnić - coś na zasadzie równowagi dusz?
Tym początek tej ciąży różnił się od poprzednich - wiarą w powodzenie i pozytywnymi przeczuciami. Oczywiście nie zwolniło mnie to od lęków typowych dla kobiet po poronieniach - sprawdzania papieru, latania do wc kiedy tylko poczułam wilgoć.... Przy luteinie upławy były spore i częste więc i paniczne rajdy nawet do toi toi nie były rzadkością. Teraz trochę się uspokoiłam ale podejrzewam, że do porodu nie minie całkiem ;)
Wiedziałam, że oprócz leków najbardziej potrzebuję spokoju i braku stresu dlatego od pierwszej wizyty jestem na zwolnieniu. Praca jednak nie chciała tak łatwo odpuścić i dzięki odpwiedniej dawce nerwów tydzień przed ślubem zaczęły się małe kłopoty. Jajo płodowe zaczęło się odklejać, ja wylądowałam ze zwiększoną dawką leków [ doszłą luteina ] w łóżku z zakazem ruszania się. Na kilka dni przed ślubem znowu zawisła groźba jego odwołania!! Ale zawziełam się, leżałam plackiem i udało się ! Maluch przykleił się i wszystko było na dobrej drodze. Ślub mógł się odbyć a ja mogłam zatańczyć nawet kilka wolnych tańców. Mimo tych ograniczeń ślub i wesele były pięknym wydarzeniem, goście wykazali zrozumienie dla mojej nieobecności na parkiecie i tańcowali wokół mojego krzesła :)

W ten sposób rok 2014 obfitował zarówno w okropne jak i w cudowne wydarzenia. Mam jednak nadzieję, że ten 2015 rok będzie obfitował bardziej w te drugie.

21t 6d

Mineliśmy półmetek ciąży a już wiele rzeczy z początku nie pamiętam. Ten blog ma być więc próbą utrwalenia ważnych chwil i wydarzeń. Zebraniem przydatnych rzeczy w jednym miejscu
Chciałabym także aby stał się pomocą dla kobiet przechodzących podobne rzeczy ja jak. Bo wcale łatwo nie było znaleść się w miejscu,w którym jesteśmy obecnie. To nasza czwarta ciąża i pierwsza, która dotrwała do tego momentu.
Na dziecko zdecydowaliśmy się ponad dwa lata temu.Oboje byliśmy po 30tce więc czasu było raczej mniej niż więcej. Udało się chyba za 2 czy 3 podejściem. Oczywiście przepełnieni radością szybko pochwaliliśmy się najbliższej rodzinie. Czekając na pierwsze usg dręczyły mnie złe przeczucia. I niestety usłyszeliśmy - puste jajo płodowe. Po tygodniu czekania diagnoza się potwierdziła i konieczne było łyżeczkowanie.
Odczekaliśmy 3 miesiące i znowu się udało. W 7 tyg, tuż przed pierwszym usg, krwawienie i szpital.  Zaczeliśmy się zastanawiać czy może coś jest nie tak, szukać nowego lekarza, powodów. O podejściu lekarzy i ich roli w spokojnym przeżywaniu ciąży jeszcze napiszę, ale w skrócie - w tym momencie trafiłam do lekarki, która niestety mnie roczarowała.
Trzecia ciąża. Niestety przy trzecim badaniu bhcg nie było wątpliwości, że znowu się nie udało.  Po tym postanowiłam w końcu zrezygnować z państwowej służby zdrowia, wybrałam prywatną klinikę z doświadczeniem w niepłodności i młodą lekarkę. Zaczeła się seria badań, czekanie na wyniki, w tym najdłuższe czekanie po badaniach genetycznych. Nic nie wykazały co doprowadzało mnie do szału. Gdyby wiadomomo było co jest przyczyną można byłoby to leczyć. A tak trzeba założyć, że mieliśmy potrójnego pecha. Na szczęście w tej klinice podejście lekarzy trochę się różni od tego czego doświadczyliśmy wcześniej i wspomagani lekami właśnie czekamy na kolejne kopniaki od synka. Rośnie pięknie i zdrowo i to jest najważniejsze w tym wszystkim.  Rok, który właśnie się skończył był jednym z najtrudniejszych ale też jednym z najpiękniejszych. Obecny ma szansę stać się także jednym z najważniejszych :)

ps. to może być ważne więc później umieszczę listę badań jakie przeszliśmy po poronieniach.